Witajcie:)
Jesień w całej krasie! Tylko trochę mało złota i ciepła, ale nie ma co narzekać :) U mnie poszły w ruch dodatki do herbaty: cytryna, miód, sok malinowy... Mimo iż nie byłam nigdy wielbicielką miodów, teraz zaczynam doceniać ich walory smakowe i kupiłam ostatnio pyszne miody od dobrego pszczelarza. Teraz przeziębienia i jesienne katarki nam nie straszne :)
W dni kiedy mam czas i dopisuje pogoda staram się wyrwać choć na chwilę do lasu. Zaczynam doceniać coraz bardziej mój rower i fakt, że mamy fotelik na bagażnik dla Ameli. Nie znam lasów w tych okolicach, w rodzinnych stronach mamy swoje tzw. "miejsca", a to na prawdziwki, a to na podgrzybki... A tu nie czuję się pewnie w lesie mimo iż mam całkiem dobrą orientację w terenie. Ale żeby znaleźć najlepsze jesienne skarby nie trzeba się zapuszczać w głąb lasu :) Przecież szyszki, żołędzie i gałązki można znaleźć niemal wszędzie :) Ja już poczyniłam pierwsze starania w tym kierunku i przyniosłam do domu pierwsze "szyszunie", wysuszyłam je pięknie w piekarniku (nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale nie chciałam mieć za jakiś czas w domu inwazji robaczków wyskakujących z szyszek) i podzieliłam na rozmiary. Przypadkiem gdzieś w sieci natknęłam się na fajną inspirację z wykorzystaniem żołędzi, a w zasadzie ich kapeluszy. Przy okazji zbierania tychże "kapelutków" dowiedziałam się, że jest kilka rodzajów: jedne małe i głębokie inne płaskie i szerokie... :) Ale jak to na mnie przystało, stwierdziłam, że wszystkie się przydadzą. Jak dokończę bombeczkę to na pewno pokażę.
Ostatni weekend spędziliśmy również w lesie. W sobotę jak tylko zaczęło się rozjaśniać wyruszyliśmy na grzyby. Okazało się, że w lesie są same "gdzybunie", takie tyci tyci malutkie. 80% tego co znaleźliśmy nie przekroczyła wielkością kapelusza monety dwuzłotowej. Piękne były i tak fajnie się je zbierało :) Amela chodziła za mną krok w krok, żeby ich nie podeptać. Z mchu wystawały tylko wierzchołki maleńkich kapeluszy. Uwielbiam takie malutkie podgrzybki. Nazbieraliśmy całe wiaderko 10 litrowe. Zabawa była przednia, a że grzybki rosły w mchu były śliczne i czyste. Uwinęliśmy się z nimi w domu w 20 minut. W niedzielę też pojechaliśmy. Z racji długiej i ostrej suszy we wrześniu martwiliśmy się czy w ogóle będziemy mieli jakieś grzyby w tym roku. Nazbieraliśmy półtorej tego samego wiadra i równie szybko się z nimi uwinęliśmy jak poprzedniego dnia. Z tego dwudniowego zbioru będą grzybki w occie (ja nie lubię, ale nie jestem w domu sama:) ) i grzybki w pomidorach, które są świetne za równo na zimno jak i na ciepło.
Zapisałam się na kolejną wymiankę u Luny w stylu Cath Kidston i muszę przyznać, ze dopiero jak wpisałam w wyszukiwarkę hasło "Cath Kidston" i zobaczyłam pierwsze grafiki od razu pomyślałam: "o, to moja ulubiona serwetka, a tamte róże uwielbiam" :) Ucieszyłam się niesamowicie i przy okazji okazało się, że nieświadomie byłam wielbicielką zakochaną w tym stylu. Moją parą wymiankową została Anko z bloga rękodzieło wyczarowane z nici i szmatek. Zajrzyjcie na Jej bloga, zobaczycie cudowności wyczarowane w technikach chyba dla mnie nie do opanowania :)
Nowością jest natomiast wymianka u AgapeArt inspirowana haftem kaszubskim. Bardzo mi się spodobał motyw przewodni, kolorystyka i postanowiłam wziąć udział:) Zobaczymy co powstanie na tę wymiankę, gdy poznam moją parę:)
W następnym poście będzie dużo zdjęć różnych prac. A na dziś już będę kończyć, bo dość Was zanudziłam tym przydługim postem.
Pozdrawiam serdecznie:)
Martita :)
Ostatni weekend spędziliśmy również w lesie. W sobotę jak tylko zaczęło się rozjaśniać wyruszyliśmy na grzyby. Okazało się, że w lesie są same "gdzybunie", takie tyci tyci malutkie. 80% tego co znaleźliśmy nie przekroczyła wielkością kapelusza monety dwuzłotowej. Piękne były i tak fajnie się je zbierało :) Amela chodziła za mną krok w krok, żeby ich nie podeptać. Z mchu wystawały tylko wierzchołki maleńkich kapeluszy. Uwielbiam takie malutkie podgrzybki. Nazbieraliśmy całe wiaderko 10 litrowe. Zabawa była przednia, a że grzybki rosły w mchu były śliczne i czyste. Uwinęliśmy się z nimi w domu w 20 minut. W niedzielę też pojechaliśmy. Z racji długiej i ostrej suszy we wrześniu martwiliśmy się czy w ogóle będziemy mieli jakieś grzyby w tym roku. Nazbieraliśmy półtorej tego samego wiadra i równie szybko się z nimi uwinęliśmy jak poprzedniego dnia. Z tego dwudniowego zbioru będą grzybki w occie (ja nie lubię, ale nie jestem w domu sama:) ) i grzybki w pomidorach, które są świetne za równo na zimno jak i na ciepło.
Nowością jest natomiast wymianka u AgapeArt inspirowana haftem kaszubskim. Bardzo mi się spodobał motyw przewodni, kolorystyka i postanowiłam wziąć udział:) Zobaczymy co powstanie na tę wymiankę, gdy poznam moją parę:)
W następnym poście będzie dużo zdjęć różnych prac. A na dziś już będę kończyć, bo dość Was zanudziłam tym przydługim postem.
Pozdrawiam serdecznie:)
Martita :)
Nie ma to jak rodzina grzybiarzy. Ja ostatnio byłam i miałam pół małego wiaderka grzybów, ale za to całą reklamówkę szyszek na świąteczne choinki :)
OdpowiedzUsuńTakie podejście mi się podoba!! Grzybiarze, "szyszkarze" (wiem, że nie ma takiego słowa :) )my już tak mamy :)
Usuń